Dzisiejsze święto związane jest z rocznicą wydarzeń z 11 i 12 lipca 1943 r., kiedy UPA dokonała skoordynowanego ataku na polskich mieszkańców ok. 150 miejscowości w powiatach włodzimierskim, horochowskim, kowelskim i łuckim. Wykorzystano fakt gromadzenia się w niedzielę, 11 lipca ludzi w kościołach. Doszło do mordów w świątyniach m.in. w Porycku (dziś Pawliwka) i Kisielinie. Około 50 kościołów katolickich na Wołyniu zostało spalonych i zburzonych. Dla upamiętnienia tego dnia, nazywanego Krwawą Niedzielą, co roku obchodzimy Narodowy Dzień Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów. Dziś przypada 79 rocznica rzezi wołyńskiej, o której trzeba pamiętać, mówić, a przede wszystkim oddawać hołd pomordowanym w tym czasie rodakom. W latach 1943–1945 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej ukraińscy nacjonaliści wymordowali od 80 do 120 tys. Polaków. Precyzyjna liczba ofiar nie jest możliwa do ustalenia. Celem zbrodniarzy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (banderowców) i Ukraińskiej Powstańczej Armii było wyniszczenie polskiego żywiołu na terenach, które uznawali za ukraińskie. W konsekwencji planowego ludobójstwa kilkaset tysięcy Polaków, ratując się przed okrutnie zadawaną śmiercią, torturami i okaleczeniem, uciekło z tych terenów.
„….Mordowano Polaków w sposób okrutny, wszystkich od niemowląt do starców. Szanse na ratunek były niewielkie, jeśli się zważy, że na wsi wołyńskiej na jednego Polaka przypadało pięciu Ukraińców, a inteligencja, która mogłaby pomóc i zorganizować ludzi do obrony, została zdziesiątkowana lub wywieziona przez Rosjan. Jedną z przyczyn wysokich strat polskich było to, że ludności polskiej nie mieściło się w głowie, jaki los został im zgotowany przez Ukraińców. Że ktoś przyjdzie do ich domu, obrabuje i bez przyczyny wymorduje całą rodzinę. Po co? Dlaczego? Przecież nie czuli się niczemu winni, nic złego nikomu nie uczynili. Dlatego do końca nie chcieli opuszczać swych gospodarstw. Ginęli zdumieni i przerażeni tym, że męczeńska nierzadko śmierć spotyka ich z ręki dobrego znajomego czy krewnego. Ci, którzy ocaleli z pogromów, uciekali do lasu, na bagna, ukrywali się w zbożu, krańcowo wyczerpani, głodni i zmaltretowani. Częstokroć i ten ratunek okazywał się nieskuteczny, bo lasy i pola przeczesywali oprawcy. Po pogromie nacjonaliści ukraińscy nierzadko ogłaszali – w celu skłonienia ocalałych do powrotu – że napad dokonany był „przez pomyłkę” przez nieznanych sprawców i więcej nic takiego się nie powtórzy. Tymczasem powracających najczęściej już następnej nocy zabijano. Z tym chyba najtrudniej się pogodzić, gdy czyta się wspomnienia i raporty. Czasami Ukraińcy ukrywali swych sąsiadów lub krewnych – Polaków. Ale gdy wychodziło to na jaw, byli bez litości mordowani za okazane serce. W niektórych polskich miejscowościach próbowano się ratować organizując samoobrony, choć najczęściej z powodu braku broni ich działalność ograniczała się do wystawiania wart i ostrzegania mieszkańców przed napadem. Dopiero późnym latem 1943 r., kiedy większość powiatów Wołynia została „odpolszczona”, Armia Krajowa przystąpiła do organizowania, głównie z młodzieży, od[1]działów partyzanckich, które miały wspomóc ostatnie broniące się przed upowcami samoobrony; oddziały te w styczniu 1944 przeorganizowano w 27 Wołyńską Dywizję AK. Ale wówczas prawie cały Wołyń był już spustoszony. Jeszcze przed wkroczeniem Armii Czerwonej Polacy zostali na tym terenie we wsiach w większości okrutnie unicestwieni, ich dobytek spalony lub zrabowany. Autorzy szacują ilość wymordowanych Polaków na Wołyniu na 50–60 tysięcy osób. W wielu wypadkach wszyscy potencjalni świadkowie zginęli, nie mogąc świadczyć o zbrodni. Sprawcy zacierali za sobą ślady. Było to ludobójstwo wyjątkowe, objęło wszystkich Polaków od nie[1]narodzonych dzieci i niemowląt po starców, bez różnicy płci. Połączone było ze stosowaniem najbardziej barbarzyńskich tortur (zabijanie ofiar siekierami i nożami, wyrywanie części ciała, wydłubywanie oczu, przepiłowywanie, rozrywanie końmi, rozpruwanie brzuchów, obcinanie genitaliów). Nie było żadnych „wezwań do opuszczenia” ani prób wysiedlania. W mordach uczestniczyła lokalna ukraińska ludność, sąsiedzi, bandy uzbrojone w siekiery, widły, w tym także kobiety i dzieci, zajmujące się grabieżą, podpaleniami i dobijaniem rannych. Wystąpiło tu nieznane w historii zjawisko mordów na członkach najbliższej rodziny. Często przymuszano żonę lub męża do własnoręcznego zabicia współmałżonka i dzieci. Stosowano taktykę spalonej ziemi – po wymordowaniu Polaków i rozgrabieniu ich mienia palono domostwa i zaorywano ziemię. Przy okazji niszczono budynki publiczne, szkoły, kościoły, kaplice, dwory i pałace….”
Źródło: fragment z „Materiały przeglądowej konferencji naukowej „W 65. rocznicę eksterminacji ludności polskiej na Kresach Wschodnich dokonanej przez nacjonalistów ukraińskich”, Warszawa 10 lipca 2008 „Konferencja IPN – Wołyń 1943 rozliczenie, Warszawa 2010” pod red. Romuald Niedzielko Seria „Konferencje IPN”: tom 41 ISBN 978-83-7629-197-0

Noc muzeów w Błoniu

Narodowe Święto Konstytucji 3 Maja

2 MAJA – DZIEŃ FLAGI RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ
2022
-
lipiec 2022
(6)
-
czerwiec 2022
(5)
-
maj 2022
(9)
-
kwiecień 2022
(5)
-
marzec 2022
(10)
-
luty 2022
(6)
-
styczeń 2022
(7)
2021
-
grudzień 2021
(4)
-
listopad 2021
(6)
-
październik 2021
(9)
-
wrzesień 2021
(10)
-
sierpień 2021
(4)
-
lipiec 2021
(7)
-
czerwiec 2021
(3)
-
maj 2021
(7)
-
kwiecień 2021
(9)
-
marzec 2021
(12)
-
luty 2021
(8)
-
styczeń 2021
(8)
2020
-
grudzień 2020
(7)
-
listopad 2020
(7)
-
październik 2020
(11)
-
wrzesień 2020
(10)
-
sierpień 2020
(8)
-
lipiec 2020
(11)
-
czerwiec 2020
(14)
-
maj 2020
(16)
-
kwiecień 2020
(17)
-
marzec 2020
(24)
-
luty 2020
(23)
-
styczeń 2020
(14)
2019
-
grudzień 2019
(8)
-
listopad 2019
(14)
-
październik 2019
(13)
-
wrzesień 2019
(10)
-
sierpień 2019
(17)
-
lipiec 2019
(18)
-
czerwiec 2019
(11)
-
maj 2019
(50)
-
kwiecień 2019
(19)